wtorek, 14 lipca 2009

ostatni dzien w padang


Mialo byc slaby dzien na przygotowaniach i duperelach.. a zaczal sie pieknie..
przemienilem sie o swicie w grotolaza, znajomy zabral mnie do jaskin, o ktorych wiedza tylko lokalni milosnicy grot. w przeciagu 5 lat jestem 2 bialym ktory odwiedzil to miejsce... niezle:) Moze jaskinia nie jest tak wielka jak te slowackie niedaleko chopoku... ale przez to ze jest malutka i nie znana robi piorunujace wrazenie... z komnat do komnat trzeba przeciskac sie miedzy szczelinami a do jednej musialem nawet lekko zanurkowac trzymajac aparat, telefon i latarke w malej foliowej torebeczce na smieci. bylo bosko.. potem kapiel w rzece i jest piekniej niz ktokolwiek sie spodziewal...

A zaraz pozegnalna kolacja z innymi ludzmi na wolontariacie, przy piwku i sziszy... YEAH

..... spodziewany nastepny kontakt 12-13 sierpnia


aaaa ... co do wioski.. to bede spal na dworzu bo nie ma pomieszcxzen tylu w domu( w 1 wlasciciel w drugim dziewczyny), a jak bedzie padac bede sypial w meczecie:), toaleta rowniez dostepna tylko publiczna w meczecie... oj bedzie wesolo:)

poniedziałek, 13 lipca 2009

Cel ...wioska

Juz w Srode rano wyrusze do malej wioski gdzie spedze 4 tygodnie az do Sierpnia 14tego.
Przez ten czas nie bede mial dostepu do internetu, takze wszystkie pytania, slowa otuchy lub tez zwykle zlosliwosci prosze slac na komoreczke z indyjskim numerem.
Co do wioski to nazwy nie pamietam, wiem ze lezy 600 m.n.p.m. , wiec nie bedzie az tak goraco jak w Padang. Podobno jest prad, nie wiem czy jest taoleta czy tez rzeka do uzytku. Bo w nie ktorych wioskach toalety nie ma.. teraz ostatnie przygotowania, ostatnie spotkania, czas planowania podrozy po zakonczeniu wolantariatu..
Moze jutro bede wiedzial cos wiecej.. postaram sie cos wyskrobac, jesli oczywiscie czas na to pozwoli..
dodam etykiete z numerem telefonu. dla tyhc ktorzy jeszcze go sobie nie zapisali:)

pozdrawiam

sobota, 11 lipca 2009

3 poziomowy wodospad



Slonca brak, w nocy pogoda ulewno powodziowa(slyszalem ze was tam w Polandii tez niezle zalalo), a skoro taka pogoda to plazy mowimy dzis nie. W okolicy cudow natury nie brakuje. Uderzamy w jungle by wspiac sie kolo wodospadu, wyposazeni w japonki przedzieramy sie przez chaszcze, my rade dajemy ale nasze japonki i chinczycy nie. japonki ladujemy do plecakow, znajomi z chin siadaja na kamieniu. My docieramy do 2 poziomu wodospadu, aby przeprawic sie dalej trzeba przejsc po pniu drzewa, 3 towarzyszki wymiekaja, ja ide dalej z holenderka Marianne i naszym lokalnym przewodnikiem. Widok przepiekny, rozkladam rece szeroko i garsciami czerpie energie drzemiaca w wodospadzie. jeszcze krotki prysznic pod wodospadem i znow jestem krolem wioski!

PLAZA?- a moze cos innego? NIE.....


Szum morza, dziwiek zalamujacej sie fali i spokojne reggae z glosnikow szly bok w bok z czwartkowa noca. Za nimi turlaly sie butelki piwa, pragnace znow byc puste. 10 rozbitkow z 6 roznych krajow dostalo sie w objecia lokalnego bossa mafii.. LOSMEN CARLOSS z Bungus Bay byl tym ktory otworzyl nam drzwi swojego hotelu, podal jedzenie o 3 w nocy gdy polowa butelek radosnie obijala sie o siebie wydajac radosny dzwiek pustki. To jego ludzie nastepnego dnia dostarczyli nas na lajbie do pieknej dziewiczej wyspy. KOlejny dzien nam uciekl na nurkowaniu, opalaniu i relaksie w cieniu drzewa kokosowego, czekajac az jakis kokos spadnie w nasze rece...i tak do soboty...

Bukittingi


Bukittingi czyli jedno z bardziej turystycznych miejsc na Zachodniej Sumatrze, gdzie BULE czyli "zagraniczniak"-(co prawda u nas zagraniczniak znaczy pana z solarium, tu naprawde BULE to ktos obcy)jest widywany znacznie czesciej niz w miejscu mojego pobytu - PADANG. Miejsce polecane przez wszystkich dla wszystkich. 1 dzien to zdecydowanie za malo zeby poznac miasto i cokolwiek rozsadnego o nim wyskrobac, ale musze bo czuje jak Mama stoi z batem:) z biczem znaczy w oczekiwaniu na posta... wiec daje: Przepiekny kanion o egzotycznej nazwie Sianok przycmiewa podkarpacki Sanok 100-krotnie. Podziwiac jego uroki mozna z punktu widokowego ktory jest takze miejscem schadzek okolicznych malpek , a moze powinienem nazwac je malpiszonami, bo jeden z nich ugryzl mnie w ramie gdy skonczyly mi sie orzeszki ktore malpiszony wsuwaly wprost z mojej reki. Po drugiej stronie parku/[punktu widokowego znajduja sie japonskie bunkry wybudowane podczas 2 Wojny Swiatowej. Najciekawszy oczywiscie pokoj egzekucji z dziura na zwloki... tuz obok kuchni.. hm:)
Centrum miasta, jak wszystko w Indonezji kolorowe i zatloczone. ZOO nie warte odwiedzin, mimo iz kosztowalo tylko 2 zl to nic wartego uwagi europejczyk nie znajdze. Najwieksze o dziwo zaiteresowanie budzily, dziki! O tak dziki budzily najwieksza radosc wsrod lokalnych dzieci pewnie dlatego ze tak bezdrosko bawily sie w blocie...
Podroz miedzy miastami Padang i Bukittingi trwa 2 godziny i kosztuje 1,6US$

sobota, 4 lipca 2009

kontakt

wiem ze niektorzy z was probowali pisaz smsy do mnie ale one nie dochodza na polski numer.
obecnie uzywam indonezyjskiego wiec mozecie pisac
+6285274745562
pozdrawiam

ps... plaza plaza plaza

piątek, 3 lipca 2009

Raj na ziemi? znalazlem!!

dzis mala wyprawa wraz z francuzem Charlim ns bezludna wyspe!! Impreze sposorowala para on francuz ona malezyjka( 3 krotna mistrzyni indonezji na laserze)ktorych moj towarzysz poznal we francji.. maly swiat? oj maly. slonce, plaza, kolorowe rybki.. swiatne zarcie... hehe i kto to mowi, -naczelny francuski piesek braci studenckiej!! filmik na koniec zeby pobudzic wasza wyobraznie!!
.. lipa nie moge wgrac filmiku bo za slabe lacze.. wiec fota



heh.. szkoda tylko ze nie ma tu ludzi bliskich .. was wszystkich ..bo przezywac cudowne chwile to jest piekne... ale dzielic sie ta chwila to jest perfekcja. Buzia wielka dla was wszystkich..

czwartek, 2 lipca 2009

ciach

1 lipca

pobudka o godz 13, trzeba bylo odespac podroz, 15 nie odebranych polaczen, i zdiwienie Harisa ze mozna tyle spac, a ja przeciez jeszcze
bym pospal z 2 godzinki. Haris ma spotkanie z burmistrzem wiec ustawia mnie z Risa i francuzem Charliem, wspolny doskonaly obiad,
wypad na plaze , brudna ale solidna.Gdzie poznaje Zosie, Polke uczaca w szkole jezykowa oczywiscie za free. Wszyscy usmiechnieci i zadowoleni.
czas na 1 impreze aiesecowcow, oczywiscie bez alkoholu.. z

juz po imprezie, smiechowo, nastawieni sa na zabawe grupowa.

kolejny dzien minal na lenistwie, basan dobre jedzenie i zabawa... jutro pierwszy trip na wyspe.. bedzie tropikalnie.. yeah

30 czerwca - salamalejkum

wtorek, osma rano , dolatuje na miejsce, male lotnisko, za plecami morze, przed soba gory w chmurach, pieknie.
odprawa paszportowa, moda na swinska grype, wiec wszyscy wypelniaja deklaracje chorobowe, pieczatka podbita bezproblemowo.
Zaczyna sie skanowanie moich rzeczy, w mojej glowie mysl o 4 pollitrowkach ktore wioze ze soba..
jak czlowiek za duzo mysli to odrazu sie w zyciu pierniczy.. kaza rozpakowywac plecak bo cos nie gra.. check it check it...
otwieram plecak i .. ide w zaparte ze 3 butelki zolatkowej gorzkiej to sa moje medykalia... szybko wyjmujac jeszcze flaszke
zubrowki mowiac ze to jest najlepsza polska wodka i ze powinni kiedys sprobowac (muzulmanie i wodka? co ja sobie myslalem),
ogladaja zoladkowe dokladnie.. ale kontaktu to oni wielkiego z alkoholem nie maja bo mnie puscili a znaku 40 %alk nie zauwazyli.
Odbieraja mnie dwie dziewczyny, wsiadamy w ich auto i jedziemy. ruch lewostronny, chaotyczny i nieprzepisowy... podoba mi sie.
Drugie odczucie- brudno, biednie czyli dokladnie to czego sie spodziewalem, jedziemy z 20 minut wolnym tempem spedzajac czas
na grzecznych rozmowkach na temat lotu,o mijanych przez nas budynkach ... and so on. Dojezdzamy do miejsca w ktorym z motoru
zeskakuje mlody chlopak o imieniu Haris. Dziewczyny przedstawiaja mi mojego gospodarza. Najblizsze 2 tygodnie spedze u niego w domu.
Dziewczyny odjezdzaja w nieznanym kierunku a ja laduje sie jako plecaczek na skuter Harisa, po 5 minutach jestesmy w jego/moim domu.
Mijajac wczesniejsze domy bylem pelen obaw( a to drewniany, a to dachu ni ma), ale dojezdzamy do ladnego niebieskiego domu, gdzie drzwi
pootwierane na osciez. 3 sypialnie 2 lazienki pokoj goscinny i kuchnia, czyli pieknie. no nie tak pieknie.. bo toalety to po prostu dziura w ziemi
ktora sluzy za kibelek, umywalke i prysznic, bo obok dziury jest cos jakby w rodzaju wanny z woda, ale to tylko sluzy do pobierania z niej wody
za pomoca malego naczynka, z ktorego lejemy wode albo na siebie, szczoteczka lub splukujemy toalete. szybkie latwe i wygodne:). 3 w 1.
za pierwszym razem lekki szok, teraz juz jestem profesjonalista.(po 1 dniu, bo prysznic sobie robie srednio co 2 godziny bo tak goraco,
a jak bym mogl to bym z tamtad nie wychodzil.)Kolejny punkt programu to jedzenie.. przed wyprawa obawialem sie tego, nie potrzebnie,
male skubance potrafia je tak zrobic z takimy warzywami i owocami polaczyc no ze tylko im klaskac. do tego soki ze swiezych owocow...
cudownie. a wszystko za 2 dolary od osoby. miasto: dalej to samo, tloczno i biednie. trzeba zobaczyc nie da sie tego nazwac.. fotki bede
robil za pare dni narazie sam chce nacieszyc oko. wieczorem meczyk pilki halowej. przyjemnie. gdy wrocilem do domu na koniec dnia
kolejny szok, wszyscy spia jak po dobrym melanzu... czyli tam gdzie popadnie, starszy brat w przedpokoju na kanapie, mama na podlodze
w glownnym pokoju. ja dostalem lozko, ale czlowiekowi az glupio.. no nic taka kultura, trzeba sie przyzwyczajac.
Dzien pierwszy: 4 prysznice, 2 posilki, 30 ludzi poznanych w biurze aiesec - wszyscy bardzo przyjazni, 20 zl wydanych. 0 europejczykow.